Mała śmierć
Małgorzata Kalinowska
„Mała śmierć”, 2020/2024, rzeźba tekstylna, 29 x 90 cm
GRAND PRIX na Biennale Sztuki w Tarnowie
Po raz pierwszy przyszła do mnie we śnie. Nie miałam wówczas pojęcia, że za jakiś czas zmaterializuje się w rzeczywistości.
sen
Mam zaledwie kilka lat: może cztery, może sześć nie wiem dokładnie. Jest mroźna zima, wokół mnóstwo śniegu. Niebo jednolicie szare, niedające nadziei na pojawienie się słońca. Stoję na podwórku, kilka kroków od poniemieckiego domu z końca XIX w. Na mój lewy profil spogląda drewniana, przeszklona przybudówka z półokrągłymi, nierównymi stopniami u progu. Pewnie kiedyś z radością otwierała skrzypiące drzwi, by rozgrzanym powietrzem powitać domowników, ale teraz (choć zagracona po sufit) emanuje pustką. Poszarzałe drewno faluje, pionowe deski z trudem podtrzymują wątłe okienka, szyby jakby zamglone, nieobecne. Czy to dach pokryty czarną papą jest tak przygniatający, czy ciężar gęstej, wieloletniej żałoby? Nie zastanawiam się nad tym coś innego przykuwa teraz moją uwagę. Patrzę w stronę monumentalnej, czarnej stodoły postawionej na granicy długiego, wąskiego podwórza. Ruszam w jej stronę, bo tam są rodzice. Pod stopami mam wydeptany, wyjeżdżony śnieg, spod którego wyglądają śliskie, lodowate łby kamienistego podjazdu. Chyba nie czuję się za dobrze, jestem czymś zaniepokojona, zmartwiona. Trudno powiedzieć czego, ale czegoś bardzo od nich potrzebuję. Nie zwracają na mnie uwagi, kłócą się. Są bardzo przejęci, zajęci sobą nawzajem i niedostępni. Nie mogę się do nich przebić, nie słyszą mnie. Chwilę później znów stoję nieco dalej od stodoły, choć już nie tak blisko werandy – powiedziałabym, że na środku podwórka, ale we śnie nie jest to tak oczywiste. Teoretycznie, powinnam słyszeć głosy rodziców, ale mam poczucie absolutnej ciszy. Chyba mroźne powietrze unieruchomiło wszystko dookoła. Wciąż skierowana w ich stronę, pochylam głowę w dół i spoglądam na swoje małe rączki wbijające w brzuszek ostro zakończone odłamki szkła. Krew niespiesznie wybarwia jasną tkaninę głęboką, soczystą czerwienią. Nie czuję bólu. Zimna też nie, choć mam na sobie tylko białą, cienką sukienkę.
Jakiś czas później w Biegnącej z wilkami Clarissy Pincoli Estess – przeczytałam o las muertes chiquitas (małych śmierciach) i las muertes grandotas (wielkich śmierciach). Autorka nazywa w ten sposób mniejsze i większe osobiste tragedie; zawiedzione nadzieje, zdrady, rozstania, śmierci; martwe obszary kobiecej psychiki potrzebujące zauważenia, opłakania i upamiętnienia.
Następnie wydawać by się mogło całkiem niezależnie, pojawił się w mojej głowie obraz dziewczęcego, dotkliwie zranionego ciałka ubranego w białą sukienkę. Nazwałam ją wówczas Dziewczynką i wiedziałam, iż pewnego dnia ujrzy światło dzienne. Kiedy już, przy pomocy moich rąk, zyskała fizyczne ciało, zrozumiałam, że ta istota to Mała śmierć. Spotkałyśmy się we śnie – przypomniałam sobie, wiedząc jednocześnie, że tak naprawę znamy się od bardzo, bardzo dawna.
Mała śmierć choć drobna (w końcu to dziecko), wcale nie jest mała. To la muerte grandota – wielka śmierć. To zaniedbanie, nadużycie, zdrada zaufania; cień za plecami, spłycony, krótki oddech, wystraszone spojrzenie, nerwowe ruchy. Niemożność zaśnięcia nieustająca czujność. To napięta przepona, podniesione barki, zacisk między udami, ciężar na klatce piersiowej, pętla wokół gardła. Wstyd, lęk, po- czucie winy, gniew, rozpacz. Mała nie ma nóg, więc nie ucieknie, jak sprawisz jej ból – zamrozi się w bezruchu. Zamiast rąk ma wiotkie, pozbawione mocy kikutki. Branie, dawanie, działanie to jej słabe strony nie ma na to siły. Po szyi pozostał już tylko ślad, z gardła nie wybrzmi żadne słowo, bo ona dobrze wie, że dzieci i ryby głosu nie mają. Zhańbiona i upokorzona spaliła ze wstydu swoją twarz. Niby martwa, ale czasem żywsza niż samo życie. Wiecznie niespokojna, ruchliwa, niezadowolona. Zmęczona i głodna, ale jedzenia odmawia nie ma apetytu. Bywa, że udaje się jej zasnąć. Robi się wtedy jakby spokojniej w środku, ciszej. Można odetchnąć. Nie trwa to jednak długo, bo sen ma krótki i przerywany. Zwykle śni koszmary; gonią ją, atakują, próbują zabić. Kiedy się budzi jest wykończona i rozwścieczona. Wybucha w najmniej oczekiwanych momentach ktoś ją szturchnął niechcący, poplątał się kabel, szczeknął pies. Zabijałaby, gdyby mogła. Nie może, więc wbija nóż w swoją ranę. Jeden cios, drugi, trzeci, a już zaczynała się goić. Często zapomina, że jest martwa i próbuje się zabić. W końcu upada zrozpaczona, błagając o wsparcie – Pomóż mi. Wyciągam do niej ręce chcąc podnieść – Nie dotykaj! To boli! – wrzeszczy. Wreszcie odwraca się nieporadnie i ucieka do szafy, by udawać, że nie istnieje. W tym jest zdecydowanie najlepsza – prawie nikt o niej nie wie. Nawet ja, mając ją tuż obok, potrafię czasem uwierzyć, że się nigdy nie wydarzyła.
Mała śmierć to trauma. Nagłe, niewyobrażalnie bolesne doświadczenie, w wyniku którego dusza opuszcza ciało, ustępując miejsca pustce.
Małgorzata Kalinowska, ur 15 kwietnia 1989 r. w Zgierzu. Absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Praca dyplomowa Przekleństwa cielesności otrzymała wyróżnienie honorowe w konkursie Najlepsze Dyplomy Akademii Sztuk Pięknych 2014.
Autorka obrazów, obiektów tekstylnych, tkanin artystycznych, kolaży i fotografii prezentowanych na licznych wystawach indywidualnych i zbiorowych na terenie całego kraju. W swoich praca porusza tematy uniwersalne, tj. kobiecość, intymność, ból, trauma opierając się jednak przede wszystkim na własnych doświadczeniach. Od kilku lat zgłębia tajniki ręcznego farbowania tkanin – zarówno w celach artystycznych jak i użytkowych. W 2013 roku stworzyła markę odzieżową Goshko, pod którą w latach 2013-2021 realizowała ręcznie barwione, unikatowe ubrania dla kobiet. Autorka licznych warsztatów twórczych dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Twórczyni podcastu Rozmowy z ciałem.
Uzasadnienie do Grand Prix:
„Mała śmierć” Małgorzaty Kalinowskiej to dzieło, które głęboko porusza swoją brutalną delikatnością, łącząc poetykę snu z ciężarem traumy i bólu. Rzeźba tekstylna, przedstawiająca dziewczęcą sukienkę z dramatycznym wyłomem na wysokości brzucha, staje się nie tylko fizycznym obiektem artystycznym, ale także potężnym nośnikiem emocji i wspomnień, które wydobywają się z głębin podświadomości.
W swojej refleksji artystka opowiada o doświadczeniu snu, który zmaterializował się w rzeczywistości – sen, który odsłonił przed nią obraz „Małej śmierci”. W tym śnie, jako małe dziecko, artystka wędruje przez mroźną, zimową scenerię, otoczoną posępnymi symbolami opuszczenia. W tym świecie, gdzie jedyną towarzyszką jest cisza, a jedynym świadkiem jest niebo, w którym nie ma nadziei na słońce, dokonuje się akt autoagresji – wbijanie odłamków szkła w ciało, którego nie osłania nic poza cienką białą sukienką. To przerażająca, ale i symboliczna wizja małych śmierci, które odciskają piętno na psychice i ciele, pozostawiając po sobie nieusuwalne ślady.
„Mała śmierć” to jednak nie tylko osobista opowieść o dziecięcej traumie. W kontekście współczesnych wydarzeń, takich jak wojna pomiędzy Ukrainą a Rosją, dzieło nabiera dodatkowej, głębokiej warstwy znaczeniowej. Sukienka z wyłomem, przypominająca ranę, staje się metaforą zniszczeń, które dotykają niewinnych – zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie. Wojna, tak jak „Mała śmierć”, jest nagłym, bolesnym wydarzeniem, które zostawia po sobie pustkę, zniszczenie i nieodwracalny ból.
Poetyka snu, tak silnie obecna w tym dziele, ukazuje „Małą śmierć” jako manifestację wewnętrznych demonów, które prześladują nawet w spokojnych chwilach. W snach, które są odbiciem naszej podświadomości, pojawiają się symbole straty, żałoby i nieustającego cierpienia – wszystko to zamknięte w obrazach pełnych mroku i zamrożonej ciszy. „Mała śmierć”, choć jest drobna i zraniona, nosi w sobie ciężar wielkiej tragedii, la muerte grandota, jak pisze autorka – to trauma, której nie da się łatwo wymazać, która pojawia się niespodziewanie, zadając ból i pozostawiając trwałe ślady.
„Mała śmierć” to dzieło, które łączy w sobie poetyckość snu z surową realnością traumy, tworząc narrację, która jest zarówno osobista, jak i uniwersalna. Małgorzata Kalinowska z odwagą podejmuje temat trudnych emocji, nie bojąc się pokazać ran, które są zbyt często ukrywane. Jej praca nie tylko wzrusza, ale także zmusza do głębokiej refleksji nad ludzką kondycją, nad bólem i nadzieją, które towarzyszą nam na każdym kroku, nawet jeśli czasami są ukryte głęboko pod powierzchnią.
/ Bogusław Hynek – kurator wystawy /
Najbliższa Aukcja Sztuki – TUTAJ LINK
Dołącz do FB, aby śledzić ciekawostki z życia artystów – LINK DO FACEBOOKA
Zobacz prace artystów w Galerii Sztuki Quintessence – LINK DO GALERII