Gromaire i Makowski

Jest rok 1957. Historyk sztuki – Władysława Jaworska odnajduje w Paryżu zaginiony pamiętnik Tadeusza Makowskiego. To pozwala jej dotrzeć do osób z kręgu artysty. Jedną z najważniejszych osób był francuski malarz i rysownik Marcel Gromaire, który po śmierci artysty stanął na czele Towarzystwa Przyjaciół Tadeusza Makowskiego. Biografka chciała się spotkać z Gromairem i porozmawiać. Ale od wielu osób słyszała, iż na starość stał się on zgorzkniały, niegościnny i nikomu nie udziela wywiadów. W końcu jednak udało się autorce (po protekcji malarki: Josette Bournet), dotrzeć do Gromaie’a, który zgodził się przyjąć Jaworską raptem na 15 minut.
Jak wyglądało to spotkanie? Oto krótka relacja:

Dostałam dokładny adres i o wyznaczonej porze stanęłam przed drzwiami pracowni, na których zobaczyłam lakoniczny napis GROMAIRE. Nagle wydało mi się dość nieprawdopodobne, że nazwisko, które od przeszło ćwierć wieku zabrała w posiadanie historia, tak „prywatnie”, nawet bez imienia, informuje, jaki lokator tu mieszka. Z zakłopotaniem i niepewnością nacisnęłam guzik.
Artysta – siwy, elegancki, dobrze trzymający się starszy pan w nordyckim typie – zszedł po schodach i sam otworzył mi drzwi. Zauważyłam, że robi to dość ceremonialnie i wprawdzie nie mówi, że się spieszy, ale z wyrazu twarzy widać, że ma znacznie ważniejsze sprawy na głowie niż przyjmowanie wizyt.

W dużej jasnej pracowni ład i porządek. Na sztalugach zaczęty pejzaż miejski, mocna konstrukcja w tonach ciemnobłękitnych, na dużym stole poukładane kupkami setki rysunków piórkiem. Nie tracąc czasu na kurtuazyjne zagajenia, przystępuję od razu do sprawy, z którą przyszłam:

Marcel Groimaire w swojej pracowni


– Wiadomo mi, że łączyła Pana przyjaźń z Tadeuszem Makowskim. Czy mógłby mi Pan powiedzieć coś o nim i jego sztuce?
– Ciężkie miał życie, ale zawsze wystawiał i sprzedawał swoje obrazy. Żył zupełnie samotnie. Miał dużą, bardzo niewygodną pracownie na rue Vercingétorix. To była bardzo dziwna pracownia – istny skład najróżniejszych rupieci. Sam zrobił sobie w niej przepierzenie z tektury i w ten sposób miał jakby oddzielną sypialnię. Chodziliśmy razem na Marché aux Puces – ciągnął Gromaire, cofając się w odległe czasy – bo „Mako” miał manię kupowania starych skrzypiec i naprawiania ich. Był słabego zdrowia, ale mimo że go namawialiśmy, nie chciał nigdy pójść do lekarza. Miał własne teorie na temat leczenia, np. kładł się w ubraniu na słońcu. Przecież to niezdrowo. A w ogóle był zawsze bardzo czysty i staranny w ubraniu. Ubierał się według własnej mody, nosił zawsze czarną kokardę zamiast krawata.
Czarna kokarda… zaraz, zaraz, przecież malowałem jego portret z tym czarnym fontaziem. To był nieduży obraz w tonacjach szaro-błękitnych. Ofiarowałem mu go z dedykacją. Miał go zawsze u siebie w pracowni. Ale co się potem z nim stało – nie mam pojęcia.
– Czy przypadkiem nie ma Pan fotografii tego portretu – pytam nieśmiało.
– Możliwe – poszukam.
Szuflada po szufladzie. Chwile oczekiwania w wielkim napięciu. Jest. Chętnie mi ją podaruje. Głowa Makowskiego malowana w 1931 roku we właściwej Gromaire’owi z tego czasu „bryłowatej” manierze. Twarz wydłużona, jakby kuta w bloku kamienia. Jakoś inna niż ta, do których przyzwyczailiśmy się z autoportretów Makowskiego.

Portret Makowskiego – autorstwa Marcela Gromaire’a

– Proszę mi wybaczyć, że spytam Pana tak po prosu, ale tyle się mówi o Pańskim wpływie na Makowskiego. Co Pan sam o tym sądzi?
– Nie myślę, żeby tak było. Oczywiście, mieliśmy wspólne idee, ale on był bardzo niezależny, bardzo odmienny. Ciągle szukał czegoś nowego. W ostatnim okresie pociągał go ekspresjonizm, dużo transponował w swym malarstwie. W gruncie rzeczy Makowski pozostał bardzo słowiański, bardzo polski. Moim zdaniem jego sztuka wywodzi się z polskiego folkloru. Pamiętam, ilustrował jakąś książkę – to było niezwykle piękne, coś w rodzaju ludowych baśni [Pastorałki Tytusa Czyżewskiego]. Tak, w jego sztuce wszystko było czyste i szczere”
– Czy Panowie często rozmawiali o sztuce?
– No tak, przecież wystawialiśmy razem przez pięć, czy sześć lat w Galerii Berty Weill z kilkoma kolegami – Makowski, ja, Goërg, Per Krogh, Pascin, Dubreuil.
Makowski miał łagodne usposobienie, ale jeśli chodzi o sztukę, był w swoich sądach bardzo uparty. Miał duże poczucie humoru, jednocześnie to był bardzo wykształcony człowiek. Ubóstwiał dzieci, był nimi zawsze otoczony, szczególnie na wsi nie odstępowały go. Ostatni raz widziałem go w szpitalu – nie poznał mnie już, niestety… Wylew krwi do mózgu. Pochowany jest na cmentarzu w Montmorency.
– Czy Pan wie, że Makowski pisywał pamiętniki?
– Czy to możliwe? Nigdy mi o tym nie mówił. „Mako” był w ogóle bardzo tajemniczy.
– Przed kilkoma dniami odnalazłam w Paryżu rękopis jego pamiętnika, który od dawna uważaliśmy za zaginiony. Przeglądałam go już jest napisany po polsku, ale dziwna rzecz, gdy pisze o Panu, pisze po francusku. Przyniosłam całą teczkę, myślałam, że może to Pana zainteresuje.

Gromaire już dawno przestał być oficjalny. Nie pozwala mi odejść. Przeglądamy rękopis, odczytujemy kartki zapisane przez polskiego artystę o „wielkim” dziś Gromairze, a wtedy początkującym malarzu. Przyjacielskie, dobre słowa przekazane zza grobu koledze i przyjacielowi Gromaire przeciera okulary, jest wyraźnie wzruszony.

– Tak się rozgadałem. Rzadko mi się to zdarza. Je suis un vieil ours.
Zbieram się do odejścia. Patrzę na zegarek – minęły trzy godziny – a miało być 15 minut.
Na zakończenie pyta mnie:
– Czy Pani znowu wybierze się do Paryża?
– Daję Pani mój numer telefonu, proszę do mnie jeszcze zadzwonić.

Grafika Makowskiego i Gromaire’a dostępne na aukcji: TUTAJ LINK
Dołącz do FB, aby śledzić ciekawostki z życia artystówLINK DO FACEBOOKA
Zobacz prace artystów w Galerii Sztuki Quintessence LINK DO GALERII

Materiał pochodzi z książki Władysławy Jaworskiej, pt. „Wspomnienia”.


Leave a Reply