Książę Montparnasse’u
Mojżesz Kisling – legenda paryskiej bohemy. Do niego należało najgłośniejsze wydarzenie wczesnego lata 1914 roku, jak pisała o tym ówczesna prasa, kiedy to pojedynkował się z Leopoldem Gottliebem. Co było przyczyną sporu nie jest wiadome. Kobieta? Sztuka? Polityka? Sprzeczka wybuchła na jednym z licznych spotkań towarzysko-artystycznych i mimo, że możemy o tym przeczytać we wspomnieniach choćby Halickiej, powód pozostał nieznany. Pojedynek został opisany i udokumentowany (uwieczniony kamerą pewnego przedsiębiorczego filmowca).Świadczy to o niesamowitym rozgłosie jakim już wówczas Kisling się cieszył, a także jak barwną osobowością Paryża był już w 1914 roku. Szable w Lasku Bulońskim były podobno tępe, ale bezpieczniejsze niż pistolety. Sekundantem był sam Diego Rivera. Honorowi stało się zadość: skrzyżowało się żelazo i polała się krew. Kisling raniony został w nos i został ponoć opatrzony w taki sposób, żeby widoczna była sącząca się krew z rany. Zaraz po tym wydarzeniu udał się oczywiście do najpopularniejszej knajpy – La Rotonde, gdzie Modigliani przywitał go słowami „Wydaje się naturalne, że Polska uległa czwartemu rozbiorowi!” Film z pojedynku ukazał się bardzo szybko i oczywiście przydał uczestnikom rozgłosu. Był równocześnie dowodem, że artyści bili się nie na żarty. Pojedynek oczywiście „oblewano” kilka dni. Link do filmu tutaj.
Mojżesz Kisling (1891-1953). Studia malarskie rozpoczął jako 16-letni chłopak. Był synem szewca lub krawca – co do tego nie ma pewności. Zamieszkiwał krakowski Kazimierz. Na tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych bardzo szybko zauważono jego talent. Józef Pankiewicz, który uczył Kislinga i pierwszy dostrzegł i docenił jego umiejętności, bardzo szybko zorientował się, że przyszły artysta musi wyjechać jak najszybciej do artystycznej stolicy świata – inaczej w Krakowie się zmarnuje. W 1910 przeprowadził się do Paryża, gdzie stał się ważną postacią ówczesnej bohemy artystycznej, zyskując przydomek „Księcia Montparnassu”. Do grona jego przyjaciół należeli: Pablo Picasso, George Braque, Marc Chagall, Chaim Soutine oraz Amadeo Modigliani, którym opiekował się aż do śmierci.
Legenda głosi, że Modi zaprzyjaźnił się z Kislingiem kiedy ten sprzedawszy obraz za sto franków całą tę sumę wydał na kwiaty, rozdając je spotkanym po drodze kobietom. Kisling wyznawał zasadę, że pieniądze nie są rzeczą najważniejsza w życiu i nie należy o nie specjalnie zabiegać. Miał jednak szczęście, bo nie wszystkim artystom się tak dobrze powodziło. Jego obrazy cieszyły się świetnym odbiorem, różniły się od innych artystów Ecole de Paris. Wątki malarstwa metafizycznego i surrealistycznego w takim wydaniu niezwykle podobały się odbiorcom. Linearność, niespotykana czystość barwy, wszystko to niezwykle dekoracyjne i wymowne sprawiało, że Kisling miał wiele zamówień, ale mógł już wtedy poszczycić się wieloma wystawami w bardzo dobrych paryskich galeriach.
Szczęśliwa gwiazda go nie opuszczała, bowiem w1916 roku otrzymał spadek, po Chapmanie Chandlerze, amerykańskim rzeźbiarzu, z którym przed wojną odwiedzał knajpy Montparnasse’u.
W testamencie spisanym przed wyruszeniem na front jako spadkobiercę Chandler wskazał Kislinga i ten otrzymał po śmierci rzeźbiarza dwadzieścia pięć tysięcy franków.
Kisling lubił się bawić, wydawać, ale ponieważ był sybarytą w każdym calu to nie opuszczał go instynkt samozachowawczy i nie przekraczał granicy, za którą mogłaby go spotkać bieda. Przy swoim bujnym temperamencie umiał absolutnie o siebie zadbać. Ponoć to połączenie najbardziej ujęło Modiglianiego. Przyjaźnili się do końca życia. Życia Modiglianiego, bo to on odszedł pierwszy, w 1920 roku i mało kto wie, że to właśnie Kisling zdjął jego maskę pośmiertną.
W obrazach Kislinga dostrzec możemy nutę melancholii jakby z obrazów de Chirico. Dziwna mieszanka. Ale najbardziej fascynujące są portrety Kislinga. Zastygłe postacie z dużymi oczami, lekko przerysowane, zdeformowane przypominają malarstwo prymitywistów Henri Rousseau. Jest w nich magia jak w obrazach Modiglianiego. I właśnie ta osobliwa mieszanka idealizowanego klasycyzmu i awangardy jest znakiem rozpoznawczym Kislinga. Ludzie portretowani przez Kislinga wyglądają z pozoru jak lalki, ale mają w sobie duży ładunek psychologiczny, przepełnia ich melancholia i nastrój smutku.
Kisling był artystą bardzo płodnym, pozostawił po sobie mnóstwo dzieł na całym świecie, natomiast w polskich muzeach znajdziemy ich dosłownie kilka. Dostępne prace artysty na sprzedaż TUTAJ
Wśród badających malarstwo Kislinga historyków sztuki często pojawia się określenie, że jest on dopiero odkrywany.